Kiedyś tłumaczyłam książkę, która czekała na polskiego wydawcę ładnych parę lat. Autor opisywał w niej swoją podróż po pewnym rejonie świata, który tak go zachwycił, że postanowił pomieszkać tam parę miesięcy. Osiadł w maleńkim hostelu w zupełnej głuszy i rozpoczął prace nad kolejną książką. Bardzo się zaprzyjaźnił z Edem, właścicielem, przy okazji udało mu się poznać kilku ciekawych ludzi, czasem bowiem komuś się zdarzyło zawędrować w tamte strony.
Traf chciał, że mój autor tak niezrozumiale zapisał nazwisko charyzmatycznego Eda, iż utkwiłam przy podziękowaniach. A przecież należało właściwie uhonorować człowieka, który pomagał oswajać turystom rzeczywistość odległej krainy.
Jako że książka zawierała dość precyzyjne dane na temat umiejscowienia hostelu, takie jak region, język tam obowiązujący, kilka głównych dróg, wreszcie imię gospodarza, postanowiłam skorzystać z dobrodziejstw cywilizacji i zacząć szukać odpowiedzi w internecie. Nader prędko okazało się, że niewielu Edów jest na tyle szalonych, żeby sprowadzać obcych ludzi do swojego domu stojącego na całkowitym bezludziu. W dodatku im gotować. Hostel, jak przystało na rzetelny ośrodek turystyczny, miał swój adres mailowy. Napisałam. Że może dziwne pytanie zadam, ale tłumaczę, na pewien taki język, może słyszał, że mój autor u niego parę lat temu leżał w hamaku i książkę pisał. Odpowiedź nadeszła po kilku godzinach. Tak, że to ten Ed, że mojego autora pamięta, oczywiście, że bardzo mu przyjemnie, że został wzmiankowany, że pozdrawia. Na końcu wyraźnie napisał swoje nazwisko. Mój autor bardzo się ucieszył z pozdrowień, a ja wreszcie mogłam skończyć tłumaczenie podziękowań i odesłać materiał do wydawcy.
Czemu ma służyć ta opowieść? Temu, że jeśli już kompletnie nie wiemy, co zrobić, a przecież przetłumaczyć trzeba, warto poświęcić trochę energii i dociekać. Nie zastanawiać się, czy to coś da, czy to ma sens, po prostu działać. Może to być nazwisko jakiegoś gościa z końca świata, które musi się pojawić w książce, może to być wyjaśnienie jakiejś zawiłej teorii zrozumiałej tylko dla autora będącego jednocześnie jej twórcą, wreszcie uzyskanie u źródła odpowiedzi na pytanie o pewien składnik dania, który w kraju autorki jest powszechnie znany i ma ponad 14 tysięcy wyświetleń w wyszukiwarce, a nasza ojczyzna nigdy o nim nie słyszała. Pytajcie, drążcie, czerpcie. Przyniesie efekty.