Wydaje się, że nie ma nic prostszego niż opowiedzieć komuś o naszym pomyśle, oferowanej przez nas usłudze czy produkcie. W końcu kto inny poświęcił im tak wiele czasu, dopracował w najdrobniejszych szczegółach i wie o nich tyle co my? A tymczasem kiedy mamy ująć nasze myśli w słowa, przedstawić naszą ofertę potencjalnym zainteresowanym czy choćby napisać wiadomość do klientów, wychodzą nam mało zrozumiałe teksty, które w ogóle nie oddają zalet naszej propozycji. Dlaczego? No cóż, sądzę, że przyczyn może być kilka.
- Fiksujemy się na szczegółach.
Tak długo pracowaliśmy nad naszym produktem, obmyślaliśmy nasze usługi, dopieszczaliśmy nasz pomysł, że straciliśmy zdolność spojrzenia na nasze dzieło z większej perspektywy, a przede wszystkim zapomnieliśmy, że ci, do których kierujemy nasz przekaz, wiedzą mniej niż my. Nasi odbiorcy potrzebują podstawowej informacji, z czym w ogóle mają do czynienia, a my od razu wyskakujemy ze szczegółami, o których oni nie zdążyli jeszcze nawet pomyśleć.
- Zawalamy konstrukcję.
Pamiętacie, jak poloniści w szkołach katowali nas nieśmiertelną triadą: wstęp, rozwinięcie, zakończenie? Mój polonista z podstawówki wyliczył nam nawet procentowy stosunek poszczególnej części do całości… Wtedy wydawało mi się, że jest świrnięty, ale teraz bardzo jestem mu wdzięczna za tę konstrukcyjną obsesję: dzięki niej nie gubię się w tym, co chcę powiedzieć. Najpierw treściwie i w zarysie przedstawiam temat mojej opowieści, potem dodaję szczegóły (przy których nie wdaję się w dygresję właśnie dlatego, że wcześniej dokładnie określiłam, o czym chcę opowiedzieć), a na koniec wyciągam wnioski i zapraszam do ich wdrożenia w życie. Jasno, zwięźle i do rzeczy.
- Nie uważamy na język.
Wczoraj byłam na szkoleniu z social media. Prowadząca była świetna, miała olbrzymią wiedzę, ale ja zrozumiałam mniej, niż bym chciała. Z prostego powodu: prowadząca zapomniała, że mówi do absolutnych nowicjuszy. Jej język był bardzo fachowy, pełen słów, które bez trudu zrozumiałby każdy ekspert w tym temacie, a które dla nas stanowiły barierę nie do pokonania. Niewielki błąd, ale o kolosalnym znaczeniu. Jeśli potencjalny klient nie zrozumie, co mamy do zaoferowania, nigdy nie skorzysta z naszych usług. Tak samo, gdy dojdzie do wniosku, że mówimy zupełnie innym językiem.
- Zapominamy, z kim mówimy.
Jeden z naszych klientów, firma z rynku IT, którą znam od bardzo poważnej, superprofesjonalnej strony, zaskoczyła mnie ostatnio swoim ogłoszeniem o pracę: było zupełnie inne od jej wizerunku, z jakim miałam do czynienia dotychczas. Stylizowany na fan art jednej z najsłynniejszych geekowskich serii plakat naprawdę przyciągał wzrok, a odpowiedni język (z którego jako laik nie zrozumiałam nic, ale mój mąż tester był zaintrygowany) dodatkowo podkreślał pasję, jaką ma w sobie ich zespół. Bo grunt to rozumieć swojego odbiorcę.
- Nie jesteśmy sobą.
Na koniec najważniejsze: samo przestrzeganie zasad nie wystarczy, a wręcz może zaszkodzić. Dążąc do idealnego komunikatu za wszelką cenę, możemy zatracić nasz własny, indywidualny styl. A wtedy zamiast zaciekawić potencjalnego klienta i zarazić go naszą energią, zginiemy w morzu uładzonych, ale zupełnie nijakich informacji. Dlatego nasz język powinien nie tylko być zrozumiały dla innych, ale także oddawać to, kim jesteśmy i wokół jakich wartości budujemy naszą firmę.
To chyba najpowszechniejsze błędy, jakie popełniamy podczas komunikacji z klientem i przygotowywania wszelkich firmowych tekstów. Lista nie wyczerpuje wszystkich problemów, ale przecież od czegoś trzeba zacząć…